niedziela, 29 listopada 2015
Wielkie odliczanie małej Inki.
Blog zaniedbałam. I to, bynajmniej, nie z lenistwa, ale z przepracowania właśnie.
Staram się jednak, mimo fatalnego braku czasu, małymi kroczkami zmierzać ku Świętom.
Kalendarz adwentowy jakoś mi umknął w Polsce i Anglii. Nie wiem, czy to z powodu mej niewystarczającej dociekliwości, czy to szał ostatnich czasów. U podnóża Alp jednak, oczekiwanie na Boże Narodzenie kalendarzem adwentowym się mierzy, więc postanowiłyśmy tradycję podtrzymywać. Wiem, że na blogach aż roi się od wszelkich odliczających dni ustrojstw, ale ponieważ to nasz pierwszy raz, to my też dodajemy swoje trzy grosze.
Po prawdziwym szaleństwie w moim ukochanym sklepie z wszelkimi dobrami artystycznymi, zabrałyśmy się do roboty.
Inka ciapała za dnia,
a nocą matka poprawiała niedociągnięcia.
Po trzech warstwach farby i wielu plamach na czym się dało, przeszliśmy do końcowego etapu.
Inul ozdobił kalendarz bałwaniastymi naklejkami.
Matka wykończyła całość lakierem i nakleiła cyfry.
Może nasz kalendarz wychodzi poza ramy konwencji minimalistycznych, może kolorystyka mało świąteczna i wyważona, ale za to od początku do końca wybrana przez Inula. Dlatego pięknie jest.
Od poniedziałku rozpoczynamy wielkie odliczanie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Labels
balkon
blog
Boże Narodzenie
ciasteczka
do kawy
dom
dwujęzyczność
dwukulturowość
dziecko
Francja
ja
jesień
kobieta
kosmetyki
książki
lato
LBA
makijaż
mama
manualnie dla dzieci
mężczyzna
miasto
międzynarodowość
moda
moda dziecięca
moda męska
motywacja
muffiny
pasje
plastyka
pogoda
Polka we Francji
Polska
praca
przekąski
przepisy
przyjaźń
przyjemności życia
refleksje
rodzicielstwo
rodzina
rozwój dziecka
sałatki
społeczeństwo
stylizacje
stylizacje dziecięce
szafa
szkoła
trójjęzyczność
uczniowie
warzywa
wiosna
wnętrza
współczesność
zabawki
zakupy
zima
zwyczaje i obyczaje
życie codzienne
życie codzienne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz